wtorek, 16 lipca 2013

Od Tom'a

Gdybym był moim starszym bratem zacząłbym: "No cóż..."
Ale nim nie jestem! Więc zacznę po swojemu.
Zacznę od tego że nie mam zamiaru opowiadać o moim dzieciństwie, o tym kim byłem, co robiłem, do jakiej watahy należałem zanim tu dotarłem... Tego się dowiecie może później a może wcale bo to chyba do szczęścia wam raczej nie jest potrzebne. Czyż nie? Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza to już jego problem.
Gdy ktoś zauważy mój "astronomiczny" wiek pewnie pomyśli sobie: "Ta... pewnie! Ciekawe co robił przez te 1200 lat!"
Jednak zapewniam że robiłem wiele, działo się wiele, było wiele zmian, było również ogromne zamieszanie i na pewno się nie nudziłem! A co robiłem? Jakbym wam powiedział to i tak byście nie uwierzyli lub pominęli ten fakt! No ale, ale! Przejdę wreszcie do rzeczy!
Dzień jak co dzień... czyli zwyczajny. Razem z bratem szaleję przez zimowe zaspy. Właśnie zaczęliśmy się popychać aż wreszcie nastąpiłem chyba na jakiś oderwany kawałem kory, poślizgnąłem się (upadłem na tą korę) i chwyciłem brata za futro więc wylądował (na korze) razem ze mną. Kora zaczęła się zsuwać ze stromego pagórka i już po chwili z kawałka kory zrobiły się sanki! Jechaliśmy z zawrotną szybkością między drzewami!
- Juhu!!! - darłem się z radości
- Zwolnij bo przywalimy w drzewo! - darł się mój brat tylko że z przerażeniem.
- Oczywiście że w drzewo bo niby co jeśli nie w drzewo bo to przecież las!
- Zabawne!
Już po chwili przywaliliśmy w głaz i nas wyrzuciło. Przywaliliśmy w zaspy. Szybko wstaliśmy. James chwiał się a ja stałem na równych nogach.
- Powtórka! - powiedziałem i zacząłem biegać.
Jednak brat chwycił mnie za futro i wskazał łapą przed siebie i powiedział:
- Mamy widownię...
Przed nami stała wilczyca która jego zdaniem robiła za widownię.
- Kim wy jesteście? - zapytała
- My... - zaczął ale ja mu przerwałem
- ...Jesteśmy krasnoludki hopsasa, hopsasa. - mówiąc to zacząłem biegać w kółko wokół James'a.
Brat po chwili się uśmiechnął i dołączył do mnie.
- Albo to! My reniferów zgraja wzywamy świętego mikołaja! - powiedziałem i razem z bratem zaczęliśmy nogami robić tak zwaną "przeplatankę" - Ho, ho, ho! Hałuuu!!! - przy tym ostatnim stanęliśmy na dwóch nogach i opierając się o siebie zsunęliśmy się na śnieg.
Wilczyca przez ten czas zdążyła się odwrócić i poszła przed siebie nie zwracając na nas uwagi. O to mi chodziło! Niech się wypcha! Z uśmiechem odwróciłem się i powiedziałem:
- Chodź brachu... idziemy dalej.
Jednak on mnie nie słuchał tylko niczym torpeda pognał do tej wilczycy i zagrodził jej drogę. Co on do jasnej cholery wyprawia!
- Co ty wyprawiasz! Czy ty masz pojęcie co robisz! Jesteś chyba na kacu! - darłem się jednak nie podchodziłem do niego. Wilczyca stała zdezorientowana a mój brat wreszcie zdobył się na jakikolwiek wytłumaczenie:

< James... co ty wyprawiasz!? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz