Szłam drogą w watasze. Cicho jak w grobie, chociaż jeszcze nie dawno
było tu pełno. Kogo już obchodzi wataha? Zapewne są wyjątki, ale to nic
nie da. Na mojej drodze stanął jakiś basior z watahy. Przyjrzałam mu
się, to był Skaza. Szedł zamyślony, jak ja. Przelotnie spojrzałam mu w
oczy. Chwila, nie to chyba zwidy. Te które, już od lat mnie nawiedzają,
jednak ja nigdy o nich nie wspominam. Próbuje zapomnieć ale się nie da.
Przyjrzałam się jeszcze raz. Nie tym razem mi się nie wydaje. Wilk
znudził się milczeniem.
- Witaj - powiedziałam. - co zamierzasz zrobić jak już ogłoszą że wataha nie istnieje?
- Nie wiem - odpowiedział Skaza. W jego oczach, nadal było to coś, to co
dobrze znałam. Wiem kto był. Jeszcze chwile w mojej głowie błąkały się
obrazy dawnych lat. Nie odrywałam wzroku od oczu Skazy. O ile miał tak
na imię. W ojej głowie przewijał się obraz, ten ostatni, najgorszy.
Skoczyłam przed Skazę i pobiegłam przed siebie. "Miałaś zapomnieć!"
skarciłam się w myślach. W głębi jednak wiedziałam że nigdy nie
zapomnę... To po prostu nigdy mnie nie zostawi...
<Skaza? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz