Przedzierałem się przez krzaki. Walcząc co krok o przeszczeń. To nie
las... To dżungla - pomyślałem. To było bardzo męczące i nużące...
A gdzie mój brat? TEN <cenzura> CIĄGLE MNIE POUCZA I MAM TEGO SERDECZNIE DOŚĆ!!! Niech mnie pocałunek w nos.
Byłem teraz już u kresu cierpliwości. Naparłem całą siłą na gąszcz. Nie
dało to jednak żadnych skutków. Nie mogąc trzymać dłużej cierpliwość na
wodzach wytowrzyłem "dysk" z wody a potem go zamroziłem. "Rzuciłem" nim a
on porozcinał gałęzie. Jednak po za tym to byłem dalej w kropce. Czas
na mój ulubiony sposób... "Kabum". Zebrałem kulę energii. Była ona
blisko moich pleców. I wystrzeliłem się. Przeleciałem przez wszystkie
chaszcze! YEA! Jednak... Pod koniec moja nogą o coś zachaczyła i upadłem
dość ciężko.
Podniosłem wzrok. Przedemną była grupka wilków. Jednak moją uwagę
przykuły dwa wilki... Jedna wadera... Jak ona się nazywała? Nie pamiętam
ale wiem że to jest niejaka "atomówka". I jeszcze basior... Co za
morda! A... I chyba im przerwałem kłutnię bo mieli miny gorsze niż się
można było spodziewać. Wstałem.
- Hmm... Cześć? - pokazałem wymuszony uśmiech.
Basior spojrzał na mnie... CO TO BYŁ ZA WZROK! Myślałem że zaraz sublimuję.
- O co chodzi? - zapytałem - Wy wszyscy macie miny jakbyście mieli kogoś pochować...
Basior prychnął.
< Lynx? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz